Marcin Sasal: trenerowi jest potrzebne szczęście i zaufanie [WYWIAD]


Marcin Sasal przed sezonem objął drużynę Pogoni Grodzisk Maz., z którą walczy obecnie o awans do 2. ligi

20 kwietnia 2024 Marcin Sasal: trenerowi jest potrzebne szczęście i zaufanie [WYWIAD]

Marcin Sasal w przeszłości prowadził Pogoń Szczecin, Dolcan Ząbki czy Koronę Kielce. 53-letni dziś szkoleniowiec był również selekcjonerem kadry U-18 oraz U-19. Od lipca 2023 roku odpowiada za wyniki trzecioligowej Pogoni Grodzisk Mazowiecki, z którą walczy o awans do 2. ligi. Trener grodziskiego klubu ma w swoim CV blisko 500…


Udostępnij na Udostępnij na

Marcin Sasal w przeszłości prowadził Pogoń Szczecin, Dolcan Ząbki czy Koronę Kielce. 53-letni dziś szkoleniowiec był również selekcjonerem kadry U-18 oraz U-19. Od lipca 2023 roku odpowiada za wyniki trzecioligowej Pogoni Grodzisk Mazowiecki, z którą walczy o awans do 2. ligi.

Trener grodziskiego klubu ma w swoim CV blisko 500 spotkań na ławce trenerskiej. W trakcie swojej trenerskiej kariery oglądaliśmy go na ławkach klubów z całej Polski: Szczecina, Bielska-Białej, Kielc czy Lublina. W ostatnich latach skupił się na pracy na Mazowszu. W długiej rozmowie poruszyliśmy temat Pogoni Grodzisk Mazowiecki, oferty pracy od KTS Weszło, przyczynach zwolnienia z Mazowieckiego ZPN, roli bramkarza w drużynie, a także poszukaliśmy przyczyn znikania młodych polskich talentów z radarów największych klubów.

Bartłomiej Majchrzak (iGol.pl): Panie trenerze, Grodzisk Mazowiecki to dobre miejsce do trenowania i gry w piłkę nożną?

Marcin Sasal (trener Pogoni Grodzisk Maz.): Na pewno można grać w tenisa stołowego, bo jest tutaj Liga Mistrzów. Natomiast w piłkę nożną nie jest to najgorsze miejsce. Myślę, że na poziom trzeciej i drugiej jest to miejsce naprawdę dobre do rozwoju dla zawodników.

Przyszedł Pan do Grodziska na początku tego sezonu i od razu walczy o awans. Było takie założenie, żeby powalczyć o drugą ligę?

Nie było tak konkretnego celu, ponieważ zespół był w przebudowie. Trafiłem na taki moment w Grodzisku, kiedy odeszło pięciu zawodników z podstawowego składu. Sportowy awans zaliczył Jakub Budnicki, który poszedł do GKS-u Tychy. Natomiast pozostali głównie zakończyli kariery: Zembrowski, Strzałkowski, a Wrzesiński przeniósł się do Łodzi. Wynikało to z tego, że ten zespół nieco się postarzał i trzeba było znaleźć jakiś pomysł na to, jak dalej ma to funkcjonować. W momencie przed podpisaniem kontraktu takiego celu nie było. Oczywiście z racji tego, że Pogoni Grodzisk Maz. raz w historii udało się awansować do 2. ligi [sezon 2021/2022 – przyp. red], wszyscy żyją drugą ligą i chcieliby do niej jak najszybciej wrócić. Stąd wynika taka presja. Po pierwszym meczu, w którym przegraliśmy na inaugurację 0:1 z Lechią Tomaszów Maz., ludzie łapali się za głowy. Zbudowaliśmy bardzo młody zespół, pościągaliśmy zawodników z czwartej i piątej ligi. Proporcja w zespole była bodajże 12 młodzieżowców do 8 nie-młodzieżowców, przy czym z tych nie-młodzieżowców wielu przed rokiem skończyło wiek młodzieżowca. Najstarszym zawodnikiem jest kapitan Damian Jaroń, do tego Grzegorz Skowroński i Matheus Dias, który ma 26 lat. Reszta to zawodnicy w wieku 23 lata i mniej. Po tej porażce był tydzień konsternacji, co my będziemy grać, skoro przegrywamy pierwszy mecz.

Zaskoczył zatem Pana wynik sportowy Pogoni z jesieni i ten, który dzieje się teraz wiosną? Liczył Pan, że ten przebudowany zespół będzie w stanie walczyć o tak wysokie cele?

Nie patrzyłem w ten sposób ze względu na to, że nikt nie dawał mi czasu na to, żeby ten zespół budować. Teoretycznie mówi się, że dwa sezony są potrzebne do przebudowy. Tutaj mam kontrakt podpisany na sezon i kwestia tego, co zrobimy. Myślę, że wcześniejsze moje przygody z piłką w klubach pokazały, że da się zrobić coś od razu. Może nie do końca ten efekt jest stuprocentowy i kilka razy zabrakło czegoś do awansu, ale były miejsca drugie. Kilka razy udało się zespół przebudować dość szybko i zrobić wyniki. Ja wierzyłem w to, że bierzemy nieprzypadkowych chłopców, których obserwowaliśmy. Tutaj dużo do powiedzenia miał Sebastian Przyrowski i wiele decyzji podejmowaliśmy wspólnie. Wiedziałem, że ten zespół po prostu musi załapać. Na początku założyliśmy sobie, że chcemy mieć jesienią małą stratę do lidera tak, żeby wiosną zagrać o pierwsze miejsce. Tak się okazało, że tej straty nie było i skończyliśmy na pierwszym miejscu wraz z Legią II.

Wydawało się, że Pogoń, Legia II, GKS Bełchatów i może Pelikan Łowicz będą walczyć o awans, ale wiosna dość szybko zweryfikowała plany dwóch ostatnich drużyn. Wydaje się, że tylko Wy i Legia zostaliście na takim realnym polu bitwy o szczebel centralny. Zaskoczyło pana, że rywale wiosną tak szybko zaczęli odpadać z tej walki?

Trochę mnie to zaskoczyło, bo sądziłem, że ta liga będzie bardziej wyrównana – ta górna jej część. Tak samo nikt nie sądził, że Lechia Tomaszów Maz. po pierwszej części tej rundy jesiennej, w której wygrywała wszystkie mecze i nagromadziła tyle punktów. Zespół może nie grał jakoś widowiskowo, ale za to bardzo skutecznie, a później coś się zacięło i Lechia z tej walki odpadła. Aczkolwiek cały czas jest groźnym zespołem. Liczyłem na to, że o awans będzie walczyć 6-7 zespołów. Jesienią dystans zwiększyła Unia Skierniewice i Lechia. Jednak Unia cały czas jest groźna choćby ze względu na to, że w ostatnich siedmiu meczach będzie grała u siebie na stadionie na dobrym, nowym obiekcie przy kibicach i pozytywnej energii aż pięć razy i to jest dla nich handicap. Ostatnią kolejkę grają u nas i też nie należy tego lekceważyć. Oczywiście dystans między nami a Pelikanem i GKS-em – gdzie zachowaliśmy ten status quo w ostatniej kolejce – jest spory. Trzeba by było cztery mecze przegrać więcej niż oni z tych dziewięciu. Myślę, że jesteśmy w stanie utrzymać dystans nad tym trzecim i czwartym zespołem. Cały czas rywalizujemy z Legią II i na dzisiaj mamy 2 punkty przewagi. Przed nami jeszcze daleko droga, by ten cel osiągnąć.

Myślę, że jesteśmy w stanie utrzymać dystans nad tym trzecim i czwartym zespołem. Cały czas rywalizujemy z Legią II i na dzisiaj mamy 2 punkty przewagi.

Zaczęliście sezon od porażki i rundę wiosenną również. Przegraliście z ŁKS-em Łomża, który zimą zrewolucjonizował skład, ale w tabeli jest dość nisko notowany. Czy ta porażka mogła nieco zmartwić, wprowadzić nieco niepokoju do szatni?

Zacznę od siebie. Nie pierwszy raz zdarza mi się na inaugurację nie wygrać lub przegrać. Muszę coś z tym zrobić, bo rzeczywiście tak jest. Za to później po tej porażce dzieje się coś pozytywnego i wygrywamy kilka spotkań pod rząd. Tak było w Pogoni, ale i innych klubach. Liczyłem po cichu, że ten mój rekord przynajmniej dogonię, ale z Pogonią na razie mi się tego nie uda zrobić, bo dosyć dużo do niego brakuje. Myślę, że tutaj też trzeba patrzeć na reakcję szatni, bo po tym meczu i przeanalizowaniu naszej gry, zobaczyliśmy, jakie błędy popełniamy. To były błędy takie jak jesienią, chociażby w meczu z Pelikanem. Choćby takie, że bramkarz kopie w piłkę do przodu na naszą połowę za linię obrony i przeciwnik z tego strzela bramkę. Podobnie było w Łomży. Błędy indywidualne się zdarzają, nie są zaasekurowane i rozwiązane przez wszystkich, którzy są w okolicach centrum gry. Z tego zrodził się problem w Łomży i trudno było z takim przeciwnikiem już to odrobić. Oczywiście można powiedzieć, że to przeciwnik nisko notowany, ale na koniec rundy zobaczymy tabelę z wiosny i myślę, że ten zespół będzie przynajmniej w pierwszej czwórce rundy wiosennej pod względem punktowym. Trochę nas to usprawiedliwia, że przegraliśmy z dobrym zespołem, aczkolwiek jeśli pierwszy z ostatnim przegrywa, to na pewno nie jest to dobrą rzeczą. Jakość piłkarzy, których pozyskała Łomża, jest duża. Sami byliśmy zainteresowani dwoma zawodnikami, ale pułap, na którym my działamy, a środki ŁKS-u Łomży są nieporównywalne. My takich środków nie posiadamy.

Czy Pogoń jest zatem gotowa na promocję do wyższej ligi? Czy ten zespół, który Pan ma teraz, z jakimś ewentualnymi wzmocnieniami byłby w stanie powalczyć w 2.lidze?

Wszyscy oceniają nas, że dobrze gramy. Ja już takie déjà vu kiedyś przeżyłem. Zespół z trzeciej ligi bez wzmocnień lub z takimi, które były z tego samego poziomu, nie dał rady utrzymać się na tym poziomie. I to później już beze mnie. To już niczego nie zmieniło. Jednak ta jakość w każdej lidze jest i trzeba to jakoś pokazać. Oczywiście trzon zespołu zostanie. Tutaj wyprzedzam temat czy awansujemy, czy nie. Plan jest taki, by człon zespołu tutaj został i większość zawodników, którzy tutaj coś osiągnęli, aby zostali. To jest dla nich nagroda. Zimą nie zrobiliśmy transferów na siłę, bo można było 3-4 zawodników wypożyczyć i wziąć następnych albo szukać jakości. Uznaliśmy, że skoro ten zespół zdobył jesienią 38 punktów, to jest w stanie zdobyć 38 punktów na wiosnę. Sądzę, że jeśli zrobimy jakąś małą kosmetykę, a ja jestem zwolennikiem tego, by co rundę 2, 3 zawodników dla samej higieny szatni zakontraktować. Tej zimy nie udało nam się tego zrobić, ale to jest decyzja zarządu, nie moja. To nie jest mój prywatny klub. Ja bym tak zrobił i tak robiłem wielokrotnie w innych klubach. Przynosiło to efekty. Teraz tego nie zrobiliśmy, ale mam nadzieję, że w lato tak będzie. To też jest rozwój dla tych chłopaków, jakiś cel, który w tej chwili mają. Oni grają również dla siebie, dla przedłużenia swojej przygody z piłką i podwyższenia poziomu rozgrywkowego, w którym się znajdujemy. Myślę, że dużymi fragmentami graliśmy mecze na poziomie drugoligowym, ale mamy też wiele słabości, które musimy poprawić.

Co to za słabości?

Chociażby dokładność podań, jakość dośrodkowań, czy indywidualne rzeczy, które sprowadzają się do tego, że zespół mający jakąś koncepcję gry i poruszający się w fajnym, ale dość trudnym systemie, który powoduje, że trzeba być skoncentrowanym i daje możliwość wymienności pozycji, dużego posiadania piłki i tworzenia dużej ilości akcji ofensywnych. To wyszło przy okazji meczu z Bełchatowem. My tych sytuacji w całym meczu mieliśmy tyle, ile chociażby w meczu z Jagiellonią w kwadrans. To są te słabości, które czasami mamy. Oczywiście to są też pokłady w psychice zawodników, bo im bliżej będzie do końca sezonu, tym koszulka Pogoni będzie cięższa, a piłka będzie bardziej skakać po murawie. Wszystkie decyzje zawodników na boisku będą wolniejsze, niż powinno być w rzeczywistości. Brakuje trochę luzu i doświadczenia, bo teraz zaczęła się tworzyć presja, że my coś musimy. W Internecie, wokół klubu i nas. W szatni też daje się ten niepokój wyczuć, ale ja od tego jestem, to wszystko porozbijać i ukierunkować zespół na dobre tory.

Pogoń jest liderem 3. ligi grupy pierwszej, więc Pana osoba budzi zainteresowanie innych. Ostatnio w mediach pojawiła się także informacja o tym, że Pana osobą był zainteresowany Krzysztof Stanowski, który poszukiwał trenera do swojego klubu KTS Weszło. Ile w tym prawdy? Czy było takowe zapytanie?

Z panem Stanowskim ostatnio rozmawiałem w Kanale Sportowym przy okazji audycji o pierwszej lidze i od tego momentu nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu. Przed ostatnim meczem z KTS-em się po prostu przywitaliśmy.

Zdjęcie

Dobrze, rozumiem. Chciałbym teraz nieco zmienić temat. Bramkarz to najważniejsza pozycja na boisku? Pytam nie bez powodu, bo pan w trakcie swojej kariery zawodniczej stał na bramce.

Czy najważniejsza? Nie, bo to nie jest sport indywidualny. Jest to pozycja ważna, bo każdy błąd  bramkarza kosztuje. Mówi się, że w ciągu sezonu bramkarz powinien wybronić osiem punktów, a niektórzy mówią o sześciu punktach. To na tyle ważna pozycja, że powinna dodawać pewności. Nie da się grać na 100% bez jednego zawodnika. Można zagrać ileś tam minut, ale granie w dziesięciu nie kończy się zazwyczaj dobrze w większości przypadków. Wszystkie pozycje na boisku są ważne, a to jest pozycja newralgiczna. Jedyny zawodnik, który może łapać piłkę w ręce – to też o czymś świadczy. Inna specyfika treningu, inne zadania, specjalni trenerzy od bramkarzy. Jest to sport indywidualny w grze zespołowej – tak to nazwijmy.

Czy nie jest tak, że bramkarze są nieco niedoceniani? Wiele mówimy o tych, którzy strzelają, a o tych, którzy bronią mówimy tylko wtedy, kiedy wpadnie coś do ich bramki. Są narażeni na krytykę, a niedoceniani za to, gdy zrobią coś dobrze.

Bardziej na krytykę są narażeni trenerzy. Ktoś nie strzeli, trafi samobója albo się pomyli i przeciwnik strzeli bramkę, to jest to winą trenera, bo przegrywa mecz. A jeżeli mecz jest przegrany, to przegrywa trener. Natomiast jeśli drużyna wygrywa, to wygrywają wszyscy. Tak to jest przyjęte, bo mamy chyba taką mentalność i ktoś na to pozwala. Prawdą jest, że na bramkarza spada dużo krytyki, bo bramkarz może nie mieć przez 90 minut żadnej interwencji, czy nawet nie dotknąć piłki, a ona wpadnie do bramki. To jest kwestia wytrzymania psychicznego, żeby na tej pozycji się nie obwiniać. To jest strasznie trudna pozycja, szczególnie ze względu na psychikę.  Pogoń Grodzisk Maz. ma trenera bramkarzy z ogromnym doświadczeniem reprezentacyjnym i w klubach ekstraklasy. Na pewno nasi bramkarze mogą od Sebastiana Przyrowskiego wiele się nauczyć i wyciągnąć dobre wnioski. Widzę, jak oni pracują i analizują też indywidualnie mimo tego, że mamy analizy zespołowe. Jest to pozycja specyficzna i nie każdy się do tego się nadaje. Bramkarze po meczu są równie zmęczeni mimo tego, że nie robią tyle kilometrów. Jednak obserwują, analizują ustawienie. Ważne, by gracze na tej pozycji mieli swojego idola i wzór, którego chcą naśladować. Dla mnie takim bramkarzem był Andoni Zubizarreta. Po mistrzostwach świata w 1982 roku miałem jego plakat nad łóżkiem.

Wiele się też mówi o tym, kto powinien bronić: czy ten doświadczony, czy jednak ten młodzieżowiec, choć w ekstraklasie ten status będzie zniesiony. Wiek gra rolę na tej pozycji?

Swoje zdanie powiedziałem w czerwcu 2012 roku w Szczecinie, kiedy wprowadzono ten przepis. Na przestrzeni dwunastu lat nikt nie potrafił, a myślę, że dziennikarze i wszyscy powinni o tym pomyśleć, zrobić jednej rzeczy. W Ekstranecie jest napisane, kto był młodzieżowcem przez te 12 lat i można teraz zobaczyć, komu ten status młodzieżowca pomógł, a komu zaszkodził. Czy jest to rzeczywiście warte – nie tylko mówię o bramkarzu, ale o pozycji młodzieżowca – żeby ustawiać taktykę i zespół pod młodego zawodnika. Ilu zawodników udało się na dzisiaj osiągnąć sukces, czyli zostać na poziomie centralnym? Dla mnie powinien bronić ten, kto ma umiejętności i perspektywę. Czasami trenerzy stawiają na bramkarza doświadczonego, bo oni odpowiadają za wyniki i chcą, by tak było. Czasami, tak jak trener Tułacz, choć to oczywiście też pokłosie przepisu stawiają w bramce na młodzieżowców. Każdy szukał wokół tego przepisu jakiegoś wyjścia. Natomiast nie jest to metoda wynalezienia złotego środka, bo wszyscy na świecie tak by robili, skoro Polska robi to przez 12 lat. U nas przepis administracyjny zastępuje szkolenie.

Jeżeli chodzi o szkolenie młodzieży, to Pan przez wiele lat się tym zajmował. Także jako selekcjoner kadry U-18 i U-19. Dlaczego młodzi piłkarze przepadają za granicą? Już nawet pomijam to, że ci, którym kończy się status młodzieżowca, przepadają w Polsce.

Powodów jest wiele. Nie odkryję Ameryki, ale powód jest taki, jak chociażby wcześniejsza inicjacja i specjalizacja. Dziecko zapisujemy w wieku 3-5 lat na piłkę nożną i specjalizujemy dziecko w treningu piłkarskim. Dziecko trenuje, jeździ na turnieje, gra i tak dalej… Mija 5 czy 10 lat i pytanie, czy to dziecko się nie znudzi już tym wszystkim? Znowu można się posilić PZPN-owskim ekstranetem i sprawdzić, ilu chłopców i dziewczynek rezygnuje po przejściu do dziewiątek? W naszym modelu szkolenia jest tak, że jak z siódemek przechodzimy do dziewiątek, to jest pierwszy odsiew zawodników. Jak kiedyś zajmowałem się szkoleniem na Mazowszu, to zawsze mówiłem: zobaczcie, w okolicy są 173 drużyny „żaka”, a później jest 18 drużyn w juniorach. Gdzie są ci zawodnicy? Dlaczego tak się dzieje?

Wcześniejsza specjalizacja jest pewnym przeciwnikiem. Natomiast poziom sprawności ogólnej to jest zadanie dla szkół, bo poziom sprawności ogólnej uczniów spada. Na piłkę nożną przychodzą dzieci, które nie mają totalnie predyspozycji. Ale jest moda na piłkę nożną i rodzice chętnie przyprowadzają dzieci jak na zajęcia ruchowe, dodatkowe. Przez to środowisko treningowe jest bardzo zróżnicowane. Są dzieci słabsze i mocniejsze, a wtedy łatwiej jest zawodnikowi kiwać w takim łatwym środowisku. Natomiast poziom sprawności ogólnej jest na tyle słaby, że ci zawodnicy później dojrzewając i wykorzystując status młodzieżowca, poziomem sprawności ogólnej odbiegają od rówieśników z innych krajów. Nie da się tego nadrobić taktyką czy jakimiś innymi rzeczami. Oczywiście mówimy o poziomie intensywności treningu, kreatywności i tak dalej. Tutaj chodzi o to, żeby poziom treningu był wysoki.

Teraz jest moda, że wszyscy najlepsi zawodnicy są gromadzeni w akademiach przy dużych klubach. Każdy klub w ekstraklasie ma swoją akademię, a bardzo mało jest zawodników, którzy wchodzą do pierwszego zespołu klubów z ekstraklasy. Dlaczego ze stu czy dwustu utalentowanych chłopców w akademii przebija się jeden albo żaden?  To jest pytanie do tych, którzy rządzą obecnie polską piłką. Sądzę, że sytuacja na dole to jest pewien problem i ze słabego materiału będzie przeciętny zawodnik i jego wyjazd za granicę to jest zderzenie się z rzeczywistością. To tak pokrótce, bo jest tak wiele zależności, również mentalnych.

Z tymi akademiami jest też tak, że łatwo jest być trenerem reprezentacji Polski, bo nie musi szukać. Wiele talentów przepada po małych klubach, chłopaków 16- czy 17-letnich grających w 3. lidze chociażby. Proszę zobaczyć, jak kształtują się kadry reprezentacji U-15, U-16 i U-17 na turnieje. Czy to znaczy, że w małych klubach drugo- czy trzecioligowych jest szesnastolatek, ale tam już w piłkę się nie gra? Prowadząc reprezentację powoływałem chociażby Lukasa Klemenza z wówczas Odry Opole, ale zawodnicy z Warmii, chociażby Wojciech Dziemidowicz. Tacy zawodnicy na pewno dużo wnosili swoim ograniem i obyciem w środowisku seniorskim. Teraz jest trochę inny trend, tylko że niestety nie zbliża on nas do klasy światowej. Byłem zdumiony analizą trenerów reprezentacji U-17 po mistrzostwach świata, na których nie byliśmy od lat. Odstawaliśmy tam od wszystkich drużyn poziomem, a my się wcale tym nie przejmowaliśmy. Przeszliśmy po meczach na mistrzostwach świata do porządku dziennego. A one pokazały nam, jak ogromną drogę jeszcze trzeba będzie nam przebyć.

Zostawmy piłkę młodzieżową jako system, ale jeszcze w niej na chwilę pozostańmy. Padło nazwisko Lukasa Klemenza,  a ja chciałbym jeszcze zapytać, kto z kadr prowadzonych przez Pana, uchodził za talent, ale mimo to nie zrobił kariery.

Na pewno takimi zawodnikami, którzy u mnie dobrze się zapowiadali, byli chociażby Przemysław Frankowski czy Paweł Dawidowicz. Część zawodników dostałem gotowych już po trenerze Białku. Natomiast z tych, którzy nie zrobili kariery, to na pewno Gracjan Horoszkiewicz czy Rafał Włodarczyk, który był medalistą mistrzostw Europy, a teraz gra w IV lidze mazowieckiej [w Hutniku Warszawa – red.]. „Włodar” poszedł do Herthy Berlin i zderzył się ze światem, językiem i kulturą. Federacja powinna przygotowywać tych reprezentantów do tego, że ktoś się nimi zainteresuje. W reprezentacji był także Ernest Dzięcioł, który w tej chwili jest w Pogoni Siedlce.

Część chłopców oczywiście robi karierę na szczeblu centralnym. Na pewno ta reprezentacja jest trampoliną, ale czy rzeczywiście do tej reprezentacji trafiają najlepsi? Przez swoją przygodę z reprezentacją uważam, że można było sięgnąć głębiej i poszukać zawodników właśnie z małych klubów. Kapitan reprezentacji U-17 trafił do Jagielloni, ale ostatecznie wyjechał do Anglii, gdzie pracował na zmywaku, czy był kurierem. Było kilku zawodników, którzy byli mocni fizycznie, a mimo wszystko nie udało im się zrobić kariery.

A kto z obecnej kadry Pogoni Grodzisk  Maz. może niedługo być takim objawieniem czy to w ekstraklasie, czy też w 1. lidze?

Statystyki na 3. ligę nie kłamią. Skoro dwóch zawodników ma po jedenaście bramek, to warto się nimi zainteresować. Dwóch wahadłowych po lewej i prawej stronie mają po piętnaście i dziewięć asyst, to na pewno też warto zwrócić na nich uwagę. Środkowy obrońca ma sześć bramek i robi postępy. Generalnie to jest młody zespół. Średnia wieku całej drużyny jest poniżej 23 lat. W pierwszej jedenastce zwykle mamy dwóch doświadczonych zawodników. Reszta ma po 22 lata i mniej, i mają szansę, by zrobić karierę w wyższych ligach. W klubie, jak przyszedłem latem, zmieniliśmy godziny treningów, bo trenujemy w dzień, nie wieczorami. Piłkarze chodzili do pracy, więc ja powiedziałem prezesowi, czego możemy wymagać od ludzi, którzy na ósmą idą do pracy, potem czeka ich trening o 18, ten trwa półtorej godziny i wraca do domu po 21, da buzi żonie, uśpi dzieci i sam idzie spać.  I dzień świstaka zaczyna się od nowa. Czy można wymagać od tego zawodnika, by piłka nożna była dla niego najważniejsza? Części zawodników nie przystała na ten projekt, ale byliśmy konsekwentni i zmieniliśmy cały mikrocykl.

We wtorki trenujemy dwa razy. Mamy analizy, co najmniej dwie, chociaż ostatnio nam się zdarza, że mamy jeszcze trzecią dotyczącą działań ofensywnych przeciwnika. Po rundzie jesiennej stwierdziliśmy, że zadaniem dla nas, żeby ten zespół ewoluował, jest to, żeby tracić mniej bramek. Wiele na dzisiaj tych bramek nie straciliśmy. Zmieniliśmy całą strukturę treningową, zadbaliśmy o regenerację. Mamy trening wyrównawczy, po meczu jest wspólny posiłek, za płotem mamy basen, zimną wodę, więc odnowa także jest obecna. Mamy ćwiczenia indywidualne, które zawodnicy mają w weekend robić. Poniedziałki są wolne, bo ta regeneracja musi przebiegać. Wszystko przynosi efekty i to środowisko, które stworzyliśmy, zrobiliśmy dla rozwoju zawodników.

Piłkarze, którzy są teraz w składzie, skupiają się tylko na piłce?

Wyszedłem z założenia, że można robić pracę dodatkową, bo nie płacimy aż takich środków, żeby z tego można było tylko żyć i odłożyć sobie na dalszą część kariery. Część zawodników, którzy skończyli kurs trenerski, pracuje z dziećmi. Klub im to umożliwia. Pozostali zawodnicy, sporadyczne przypadki, pracują w firmie dosłownie 2-3 godziny dziennie. Głównie zajmujemy się piłką nożną i to był mój warunek, jak przychodziłem do Grodziska. Część z piłkarzy studiuje, także w trybie dziennym, więc w wolnych chwilach zajmują się swoim rozwojem.

Dobrze, że ta profesjonalizacja pojawia się na tym czwartym poziomie rozgrywkowym. Pomaga to w rozwoju klubów i piłkarzy.

To jest plus przede wszystkim dla zawodników drugoligowych. Pracując i trenując o osiemnastej i na poziom drugoligowy ciężko jest im się wdrapać. Tutaj mają taką jakby „przejściówkę” do tego, żeby zobaczyć, jak funkcjonuje się w profesjonalnych warunkach. My nie jesteśmy klubem profesjonalnym, bo tu profesjonalizmu jeszcze nam sporo brakuje, ale robimy wszystko, żeby w tym kierunku profesjonalnym pójść. Słabą rzeczą w rundzie jesiennej była opieka medyczna zawodników. Chciałem, żeby fizjoterapeuta był 100% czasu przy drużynie i się udało. Mamy teraz opiekę nie tylko na meczach, ale i po treningach. Wiele udało nam się tutaj zrobić i zobaczymy, co dalej z tego wyjdzie. Mam wsparcie ze strony Sebastiana Przyrowskiego, który pełni funkcję dyrektora sportowego i trenera bramkarzy. Zresztą, my chyba mamy najmniejszy sztab w całej 3. lidze. To jest pewien ewenement i myślę, że w końcu prezesi dostrzegą potrzebę, że ktoś jeszcze powinien tutaj być. Nie mamy kierownika drużyny. Jesteśmy we dwóch i mamy jeszcze tylko fizjoterapeutę. Wspomaga nas jeszcze Grzesiek Skowroński, który jest grającym zawodnikiem, i wspólnie opracowujemy temat przygotowania fizycznego i pomaga mi w kwestiach rozgrzewek i innych rzeczy.

Mam wsparcie ze strony Sebastiana Przyrowskiego, który pełni funkcję dyrektora sportowego i trenera bramkarzy. Zresztą, my chyba mamy najmniejszy sztab w całej 3. lidze.

A propos pracy, podziałów obowiązku i tego, co Pan robi na co dzień, to  w 2017 roku, jak był pan trenerem Motoru Lublin, w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego padło  pytanie o to,  jak wygląda Pana dzień. Wówczas zaczynał się o siódmej i kończył o dwudziestej drugiej. Wiele się przez te lata zmieniło?

Tak, jest troszeczkę lepiej, ponieważ mieszkałem wtedy w domu i w Lublinie 2 albo 3 razy nocowałem. Nie mieszkałem daleko, a też miałem małe dzieci i nie chciałem za bardzo wyjeżdżać. Wtedy wyjeżdżałem rano, byłem cały dzień w Lublinie, po treningu jeszcze pracowałem w Mazowieckim ZPN, gdzie zajmowałem się różnymi rzeczami dotyczącymi szkolenia trenerów, więc miałem sporo obowiązków. Taki etap miałem również w KSZO Ostrowiec Św. Teraz jestem związany praktycznie tylko z klubem, wyjeżdżam rano i tak jak Pan widzi: jest godzina 16:00 i jestem już u siebie w domu. Oczywiście to nie znaczy, że teraz mam już wolne, ponieważ zajmuje się analizą własnego zespołu, analizą przeciwnika. Trzeba wycinać i oglądać mecze, ale wolę robić to u siebie. To nie jest tak, że trener zrobi trening i później ma wolne. Wolne mam tylko w niedzielę, choć wtedy też ściągam mecze.

A starsi piłkarze oprócz wspomnianego Grzegorza Skowrońskiego, ci starsi, jak choćby Damian Jaroń pomagają w tej trenersko-taktycznej części?

Damian bardziej sprawdza się w sprawach organizacyjnych. Jest też kapitanem w tych sprawach organizacyjnych, które dotyczą bezpośrednio drużyny. Ostatnio chłopakom udało się stworzyć barek kawowy, mamy również telewizor w szatni, który ułatwia analizy. Damian robi wiele dobrego pod kątem organizacyjnym. Czuje się  bardzo dobrze w tych rzeczach i myślę, że to może być dla niego dalszy kierunek rozwoju.

Życie trenera bywa nieoczekiwane. Pan pracował już w wielu klubach, a te przygody trwały tak około 1,5-2 lat. Czy Pogoń to może być klub, w którym pooglądamy pana nieco dłużej?

Czuję się tutaj bardzo dobrze, bo cały czas jeszcze się rozwijam. To wszystko jest uzależnione od różnych rzeczy. Chociażby w Bielsku-Białej bardzo mi się podobało, ale zmienił się prezes, który miał inną koncepcję. W Kielcach bardzo mi się podobało, ale znowu była zmiana prezesa. Trudno jest w tym zawodzie przewidzieć, co będzie dalej. W pewnym momencie zamknąłem się na to, że muszę być blisko domu, bo miałem małe dzieci. Teraz są już trochę większe i mogę się ruszyć gdzieś dalej. Patrzę na to, co się dzieje w piłce i gdzie mógłbym się w tym środowisku odnaleźć. Natomiast w Pogoni czuję się dobrze, ale nie osiągnąłem jeszcze jakiegoś sukcesu, który można było zapisać. Na razie wygraliśmy 16 meczów i jesteśmy na pierwszym miejscu.  Nie potrafię przewidzieć tego, co będzie. Kontrakt kończy mi się 30 czerwca i zobaczymy co będzie dalej.

Czyli ta trzecioligowa Mazovia Mińsk Maz., która była przed Grodziskiem Maz., to była taka decyzja też związana z tym, żeby być blisko domu?

Moi byli koledzy zlikwidowali stanowisko i zwolnili mnie z pracy w Mazowieckim Związku Piłki Nożnej po 10 latach. Obecnie nie ma dyrektora sportowego, zmieniono nazwy stanowisk i w strukturach są wiceprezesi, którzy przejęli moje dotychczasowe obowiązki. W wyniku tych decyzji nie mogę już szkolić trenerów i brać udziału w certyfikacji szkółek piłkarskich PZPN-u. Zostałem po prostu bez pracy z trójką małych dzieci, z niepracującą żoną, bo zajmowała się domem i bez klubu. Trzeba było coś zrobić i pomogli mi moi byli zawodnicy, którzy namówili mnie do pracy w Mińsku Maz. Na poziomie czwartoligowym nie pracowałem bardzo długo, czyli piątym poziomie rozgrywkowym nie było mnie naście lat. Ja się żadnej pracy nie boję. Po pierwsze, udało się utrzymać Mazovię przy reorganizacji ligi, bo groził nam spadek. Natomiast w drugim sezonie brakło nam jednej bramki do tego, by awansować. Całokształt pokazał, że można w krótkim czasie zrobić zespół, który był groźny i otarł się o awans. Stąd też może odkurzenie mojego nazwiska, bo z tego co wiem, to Sebastian Przyrowski szukając trenerów na następny sezon, przypomniał sobie o mnie, bo znał mnie z kursów trenerskich. Widział na wykładach i na zajęciach praktycznych, jaki warsztat trenerski posiadam i mnie zatrudniono w Pogoni.

Zostałem po prostu bez pracy z trójką małych dzieci, z niepracującą żoną, bo zajmowała się domem i bez klubu.

Czy praca w Pogoni i walka o awans to okazja, żeby przypomnieć się niektórym kibicom? W przeszłości prowadził pan przecież Pogoń Szczecin, Dolcan Ząbki, Koronę Kielce.

Tak to postrzegam, że niektórzy trenerzy starsi – a ja nie jestem aż tak stary – mają coś jeszcze do powiedzenia. Nie zatrzymałem się na jakimś etapie, chociażby rozwiązań taktycznych. Policzyłem sobie ostatnio mecze na tych wyższych poziomach i moje doświadczenie to już 447 spotkań, z czego większość z nich jest wygranych. Wielu rzeczy nie muszę już udowadniać i wielu klubach zrobiłem dobrą robotę. W Legionowie, kiedy awansowaliśmy, wygraliśmy 14 meczów pod rząd w 3. lidze i później piętnasty na inaugurację w 2. lidze. W Motorze Lublin mieliśmy 11 meczów pod rząd wygranych i 18 na Arenie Lublin. Pamiętam awans z Dolcanem i wiele innych dobrych rzeczy. Były oczywiście i te smutniejsze. Natomiast nie spadłem z żadnej ligi i mam nadzieję, że tak będzie do końca mojej przygody z piłką.

Czego mogę życzyć na najbliższe tygodnie Panu i Pogoni Grodzisk Mazowiecki?

Pogoni awansu, a mnie trochę więcej szczęścia. Wielkość trenera buduje się nie tylko przez jego działania, ale przez działania ludzi, którzy go zatrudniają. Jest potrzebne zaufanie i dawanie szansy. To, że trener Papszun pracował tyle lat w jednym klubie, czy trener Tułacz pracuje stale w Puszczy, to jest zaufanie prezesów. Obaj trenerzy mieli lepsze i gorsze momenty i to jest kwestia dawania szansy. Pamiętam jedną rzecz: z Dolcanem awansowaliśmy do 1. ligi, bo była wtedy reorganizacja 3. ligi. Od razu awansowaliśmy do pierwszej. Po dwunastej kolejce mieliśmy sześć punktów, pojechaliśmy w 12. kolejce na GKS Katowice, dostaliśmy 3:0. Jak zbity pies poszedłem do właściciela i mówię mu: wie pan, ja u pana pracuję, ale mamy 6 punktów, przegraliśmy z GKS-em Katowice, to trzeba zmienić trenera… On mnie wtedy wygonił stamtąd, powiedział, że mam się przygotować do treningu i nie gadać głupot. Dało mi to dodatkowego bodźca do działania. Ktoś wierzył w to, co robi, że ktoś coś daje.

Później to załapało, wygraliśmy z Wisłą Płock, ze Zniczem Pruszków i zrobiło się 19 punktów po rundzie jesiennej i skończyliśmy na 8. miejscu.  Jakby to był inny człowiek, który powiedziałby „dobra, zmienimy”, to nie wiadomo, co by wtedy było. Na pewno moja przygoda z piłką potoczyłaby się zupełnie inaczej, bo nie uczestniczyłbym w pewnym meczu pucharowym, gdzie Korona wygrała 4:3 i prezes Korony wręczył mi wówczas wizytówkę. Dostałem wtedy szansę w ekstraklasie, także życzyłbym sobie znowu, żeby ktoś postawił na mnie i być może spełnię jego oczekiwania.

 

(Fot. Damian Agatowski)

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze